archinotatnik
1 maja 2015
5 lutego 2014
Architektura
1. Architektura
Szałas pasterski, Dolina Chochołowska w Tatrach, fot. J.A. Włodarczyk
Zacznijmy od słowa, słowo znaczy.Mamy więc i archi, i tekturę. Archi postrzegane jest jako coś lepszego, nadrzędnego, wieńczącego, greckie archē uważa się za źródło bytu. W członie archi mieści się też i łuk, czyli to, co skończone, zamknięte, doskonałe, forma A-B-A – początek, kulminacja i zakończenie. Ale początek jest zakończeniem, a zakończenie początkiem, jak i w przypadku mostu. Most jest bowiem synonimem łuku i odwrotnie. Łączy. I architektura łączy. Pomaga nam żyć, łączyć kulturę i naturę.
Szałas pasterski, Dolina Chochołowska w Tatrach, fot. J.A. Włodarczyk
5 lutego 2011
ARCHINOTATNIK czyli Zdejmowanie architektury - Janusz A. Włodarczyk - fotografie
AKCJA SZTUKI > NOWE - 05.01.2010 - 07.02.2011 - Galeria POD DACHEM MCK, ul. Bohaterów Warszawy 26, Tychy.
Archinotatnik, czyli Zdejmowanie architektury. Fotografie
Janusz A. Włodarczyk
Fotografia architekta, czyli fotografowanie architektury, a więc tego, co w szerokim rozumieniu pojęcia oznacza świat tworzony przez człowieka, otaczający nas, będący architekturą - wielką i małą, dobrą, złą, nijaką.
Archinotatnik. Pojęcie wywołane jest tytułem jednej z moich książek, włączony później jako architektoniczna enklawa w portalu kocham.tychy, jest notowaniem zjawisk przestrzennych, reakcją na zjawiska mnie fascynujące, raz w tekstach zapisywane, raz kadrowane obiektywem aparatu sprzężonego z mym okiem i mózgiem.
Robienie zdjęć, zdejmowanie obrazu człowieka, a i otaczającego nas świata, zwykle z pojęciem architektury nie kojarzonego. Przez architekturę bowiem powszechnie rozumie się uznane zabytki, a więc te obiekty z górnej półki, rzadko nowopowstałe, nowoczesne, przyciąga nas raczej historia, to co znane i uznane, zwykle nas absorbujące przy okazji podróżowania, turystyka temu służy szczególnie. Zdejmujemy widoczki ze swoją, najchętniej, osobą w tle, w tle czasem pejzażu naturalnego, częściej jego resztek, i – głównie, architektury.
W fotografowaniu architektury chcemy mieć zwykle czegoś całości, ogólne widoki, niezależnie od skali, czy gdy dotyczy to budynku czy miasta. Interesuje nas zwykle miejsce w jak najszerszym kontekście fotografowanego obiektu i anegdota jego dotycząca. Rejestrujemy miejsce w sensie geograficznym, historycznym, obyczajowym i może jeszcze kilkoma innymi, ale raczej nie z punktu widzenia obiektu per se, samego w sobie, jego struktury .
17 października 2010
Szkoła.
Szkoła.
Janusz A. Włodarczyk
Budynek szkolny wraz z otoczeniem, czyli przynależnym jej terenem, jest architekturą o szczególnym znaczeniu. Zaliczany do architektury użyteczności publicznej jest usługą odbiegającą od innych, służących społeczeństwu. Inność ta głównie na dwóch aspektach polega: pierwszym jest fakt bycia znakiem i symbolem w kategoriach nadrzędnych – w sensie duchowym (idea) i materialnym (budynek) - skoro nie tylko uczy, ale i usiłuje osobowość i kulturę człowieka kształtować. Tu można porównać ją z kościołem, sacrum może być i świeckie, choć semantycznie trąci to paradoksem, jednak często szkoła dzięki swej architekturze bywała znakiem w ludzkim osiedlu, w stosunku do kościoła konkurencyjna. Aspekt drugi to czas przebywania ucznia w szkole, w sensie względnym, w stosunku do całego życia, i bezwzględnym – w ciągu dnia. Jest więc architektura szkoły, tuż po mieszkaniu, najczęściej przez człowieka użytkowaną przestrzenią i już samo w niej przebywanie winno uczyć go kultury zachowań, a też i przestrzeni postrzegania.
Od mieszkania, a i też od kościoła, różni szkołę jako budynku jej stosunkowo krótki żywot w historii jako architektury. Istniała wprawdzie już w antyku, ale potem już różnie z tym bywało. W średniowieczu uniwersytety w przestrzeni miasta powstawały, one to sukcesywnie rosły i w piórka obrastały, do akademickich miasteczek się rozrastając, ale powszechne nauczanie w swych własnych murach to dopiero wiek XIX, a tak naprawdę, bliska nam szkoła, to stulecie nowoczesności, wiek XX.
Współcześnie architektura szkoły się banalizuje. W stosunku do entuzjazmu początków modernizmu i poszukiwania szkoły doskonałej, później już było gorzej, zostańmy przy polskich realiach. W PRL-u idee były jeszcze szczytne, ale realia to zniszczenie i zdegradowanie przez uniformizm typowej szkoły znaczenia jej w krajobrazie – idee tu pomijamy – w sferze symbolu i znaku. A przełom XX i XXI wieku? Powstają małe kwiatki na siermiężnym kożuchu, a wielka reszta to niszczejące pozostałości po realnym socjalizmie, przykrywane graffiti i reklamą, mało chyba nas często, póki co, obchodzące, choć ostatnio, dzięki UE, coś drgnęło.
Foto. Janusz A. Włodarczyk
Opis zdjęć:
1. Szkoła podstawowa, Frankfurt n. Menem
2. Szkoła podstawowa, Paniówki
3. Szkoła średnia, Kopenhaga
4. Politechnika, Warszawa
Zamek, pałac.
Zamek, pałac
Janusz A. Włodarczyk
I pierwszy, i drugi to rezydencja ludzi władzy, centralnej bądź lokalnej: króla, księcia, możnowładcy. Pierwsze pojęcie kojarzy się ze średniowieczem i czasami wcześniejszymi, z architekturą militaris, jako inter muros, czyli budowlą murem otoczoną, z basztami i fosą, później już z bastejami bądź bastionami w miejsce baszt, w miarę zmieniającej się technologii wojowania. Drugie utożsamiamy z rezydencją nowożytną i reprezentacją, z pałacem barokowym, z court d’honour’em, także nieco wcześniejszym, w renesansie i nieco późniejszym, w klasycyzmie. Zamek, starszy - zamknięty, z dostępnością utrudnioną - od zamka do zamku tylko krok. Pałac, młodszy, otwarty, łatwiej dostępny, wita nas z otwartymi ramionami. Niekiedy czas nakładał jeden na drugi wykorzystując dawniejszą strukturę, przekształcając dowolnie i bezpardonowo, co stare – precz. Średniowieczny zamek tradycyjnie z miastem lokacyjnym się wiązał, sprzężenie idealne tworząc, przynajmniej tak my je odbieramy, w naszych wyobrażeniach o ładzie historii. Ale też i pałac, jak w Wilanowie czy Łańcucie, możnowładcy dom stały bądź sezonowy, jako bliższy nam od zamku warownego psychicznie, cieszy oko i łatwiej się z nim identyfikujemy: w takim jednorodzinnym domu można byłoby nawet zamieszkać, choć niewygodny, gdyż zbyt obszerny, dużo powierzchni do sprzątania.
Historia nie najlepiej się z nami obeszła, niewiele nam tej architektury zostało: wojny, własne zaniedbania, niegospodarność, ciągłe zmiany właściciela – raz to nasze, raz nie nasze. Średniowiecza ledwie uświadczysz, zamków raczej tylko ruiny, ale i z barokiem, klasycyzmem też nie najlepiej; szybko niszczone, wolno do życia przywracane, tam i z powrotem. I nie wiadomo, czy to autentyk czy podróbka albo wprost makieta. W Wenecji, przy meandrującym Kanale, pałac na pałacu siedzi i nawet woda nie daje im rady, trwają. Nie każdemu dano po równo. Ale nie narzekajmy: na Krakowskim Przedmieściu też pałace na vis-à-vis, face to face stoją i się sobie przyglądają, a że raz są, a raz ich nie ma, że stoją tam z przerwami to co. Kto o tym wie czy pamięta, no, oprócz historyków sztuki i paru jeszcze wtajemniczonych?
Foto. Janusz A. Włodarczyk
Opis zdjęć:
1. Zamek krzyżacki , Kwidzyn
2. Zamek średniowieczny, Nitra, Słowacja
3. Zamek renesansowy, Pieskowa Skała
4. Zamek renesansowy, Baranów
5. Pałac barokowy, Valtice, Czechy
6. Pałac barokowo-klasycystyczny, Kurozwęki
Cmentarz
Cmentarz
Janusz A. Włodarczyk
Żyjemy w architekturze. W niej się rodzimy, w niej umieramy. Klamrę, także architektoniczną, stanowi szpital – przeważnie, i cmentarz - zawsze, prawie zawsze. Niegdyś w naszej kulturze zmarłych chowano przy kościołach; współcześnie, od czasów nowożytnych, stosownie do sukcesywnego powiększania się naszego gatunku, a więc i miast wzrastania, pochówku dokonuje się na wydzielonych w mieście terenach, z dala od jego środka, zmarli żywym przeszkadzają, a i coraz ich więcej – na cmentarzach różnych wyznań i na bezwyznaniowych. Z urbanistycznego punktu widzenia tereny te traktowane są jako przestrzenie zielone, otwarte. Mimo bowiem rozziewu, jaki występuje między tą sakralną i symboliczną przestrzenią, a zielenią o charakterze wypoczynkowym czy izolacyjną, wiele jednak cmentarz z parkiem łączy: zieloność, wyciszenie, nastrój do rozmyślań, a nawet miejsce spotkań – we dwoje, także samemu – by pomyśleć.
Miasto umarłych nie tak znów wiele różni od miasta żywych, architekturę tę od tamtej, zwłaszcza od mieszkaniowej. Monumentalne, bogate grobowce od rezydencji, pałaców i modernistycznych willi; przeciętne, zwykłe nagrobki produkowane przez domorosłych kamieniarzy/lastrykarzy, każdy niby inny, a w gruncie rzeczy - taki sam, od zwykłych, wolno stojących domów jednorodzinnych, jednego przy drugim, jednego od drugiego nie odróżnisz. Wreszcie powtarzalne - zgodne z typizacji zasadami, kwatery poległych za naszą i waszą, tych najmniej wypłacalnych za pochówek, od powtarzalnych bloków z wielkiej płyty.
Taki sam zatem uniwersalizm i taki sam kicz. Ale właściwie dlaczego po śmierci miałoby być lepiej niż za życia, przynajmniej tu, na ziemi?
Foto. Janusz A. Włodarczyk
Opis zdjęć:
1. Cmentarz Orląt (Łyczakowski), Lwów
2. Cmentarz przy San Miniato al Monte, Florencja
3. Cmentarz Pere Lachaise, Paryż
4. Cmentarz, Przełęcz Małostowska, Beskid Niski
Kościół, katedra, klasztor; świątynia.
Kościół, katedra, klasztor; świątynia
Janusz A. Włodarczyk
Wieki mijają: na Akropolu, na współczesności poboczu twa nadal pogański Partenon. Świątynie judaizmu poznikały, przez cywilizowany wiek XX zmasakrowane. Ze wzgórza wawelskiego wciąż patrzy na nas chrześcijańska, romańsko-gotycka katedra, świadcząc o jeszcze dawnych, dobrych czasach, kiedy to koronka wież kościelnych, w widokach z oddali dumnie świadczyła o istnieniu miasta.
Symbolika kościoła to jego, z jednej strony, prostota chłopskiej stodoły, z drugiej – dostojeństwo i monumentalizm, ale też ozdoba i ornament. Powinowactwo tej prostej z tą dekorowaną niewątpliwe; na przejrzystym, prostokątnym planie duża przestrzeń z wysokim, stromym dachem – gdy zbyt mała, cóż prostszego, jak dodać rząd słupów, a lepiej dwa, i mamy bazylikę albo halę, a gdy zbyt prosta, naszą stodołę, czyli budę dekorujemy, więcej i więcej. Ale wciąż jest sacrum, czyli święte (prezbiterium) i profanum, czyli świeckie (nawa, jedna lub trzy) i mamy układ idealny.
W mieście lokacyjnym kościół do narożnika rynku zepchnięto, ale z tym zepchnięciem to tylko pozory; na dobrej pozycji wyjściowej umocniony czuł się znacznie pewniej w cornerze niż ratusz w środku rynku, bez dobrego oparcia. Później nie zawsze już tak dobrze było: w renesansie świeckość coraz to bardziej głowę podnosiła, czy to w postaci ratusza jak w Sienie, czy w San Gimignano możni, licytując się między sobą, w górę się pieli, ale tak naprawdę dopiero różne New Yorki i Chicaga z prawa, a rozmaite pałace kultury z lewa pokazywały, kto tu rządzi.
W czasach najnowszych, w naszej śródziemnomorskiej kulturze, a i u Polaków semper fidelis, wieże Kościoła zmalały. Układ idealny odrzucono i się zbanalizowało, na dobre rozmieniając. Ilości w jakość nie przekuto, zastąpiły je formy, dużo, dużo form, nieprawdziwych. W świecie peerelowskim, niechciane przez władzę świątynie, zeświecczone, nieba już nie drapią. Niebo zajęła już innych wież koronka .
Foto. Janusz A. Włodarczyk
Opis zdjęć:
1. Średniowieczny kościół norweski, Heddal
2. Kaplica Boimów, Lwów
3. Kościół protestancki, Vaellingby, Szwecja
4. Kościół rzymsko-katolicki, Ursynów, Warszawa
5. Ławra prawosławna, Poczajów, Ukraina
6. Świątynia Skały, meczet, Jerozolima
7. Katedra rzymsk0-katolicka, Evry, Francja
Subskrybuj:
Posty (Atom)